czwartek, 31 października 2019

Bohater do zmiany!

Odkąd przeczytałem "Całym życiem. Szare Szeregi w relacji Naczelnika" Orszy, byłem pod wielkim wrażeniem, jak ówcześni instruktorzy podchodzili do kwestii wychowania w czasie wojny, a potem okupacji. Czytając tę książkę, można zobaczyć jak ważny był to dla nich obszar - mimo bardzo trudnych warunków - i jak odpowiedzialnie do niego podchodzili. Efekt znamy: legenda SzSz, barwnie opowiedziana np. w "Kamieniach na szaniec". A to wszystko przez jedynie 6 lat działalności! Piszę to, żeby było jasne, że Szare Szeregi są dla mnie istotne. Dwie rzeczy sprawiły jednak, że nie jestem przekonany, że są dobrym bohaterem dla całego hufca.

Pierwszą był tekst naszej instruktorki, Agnieszki Siłuszek, dziś angażującej się we współpracę międzynarodową na poziomie GKi. Agnieszka napisała o tym, jak została wychowana w szacunku do Powstania Warszawskiego, ale że brak zdecydowanych działań lub choćby solidarności z będącą od 2011 roku w stanie wojny Syrią - gdzie ludzie doświadczają tego, co mieszkańcy Warszawy w czasie powstania - jest nie do zaakceptowania.

Drugą był film Komasy "Miasto 44", który bardzo mocno zderzył sceny "swojskości" powstania z brutalnością wojny.

Te dwa doświadczenia zmieniły moje nastawienie do pracy z historią. Uważam, że wydarzenia przeszłe są po to, by wyciągać z nich wnioski. Pamiętać, ale skupiać się na zmienianiu teraźniejszości wokół siebie tak, jak chcieliby tego bohaterowie. W Szarych Szeregach mamy fantastyczną koncepcję "Pojutrza" (uważam nawet, że powinniśmy robić Rajd "Pojutrze", zamiast Rajdu "Arsenał"), a Powstańcy napisali świetny list do następnych pokoleń, który szczęśliwie Michał Michałowski oprawił i powiesił w stanicy obok sztandaru. To są przesłania, na których możemy budować ideę i program dla młodych.
 
Uważam jednak, że powinniśmy zastanowić się nad pójściem krok dalej - przedyskutować czy idee, które są nam bliskie i wartości, które chcemy przekazywać dalej nie znajdą bardziej odpowiedniego "nośnika" - bo tym jest przecież bohater.

Myślę sobie o zuchach, którym nie chcę pokazywać małego powstańca - jego figura jest dla mnie porażką dorosłych, którzy postawili dziecko w takiej sytuacji. Jego widok zawsze mnie smuci.

Myślę sobie o harcerzach, którzy z jednej strony inspirują się Rudym, Alkiem i Zośką, ale z drugiej "biją Niemca" - czy nie możnaby zorganizować tego wychowania lepiej, niż przez antagonizowanie?

Na poziomie harcerzy starszych i wędrowników nie widzę problemu. Dyskusje członków SzSz o tym, jak wychowywać przez walkę mogą być dla nich bardzo inspirujące. Pojawia się natomiast inny problem: odległość czasowa. Nigdy nie miałem żadnych emocji związanych z powstańcami listopadowymi czy styczniowymi (nawet nie mam pojęcia, którzy są starsi). Nieubłaganie musi się tak samo stać z Szarymi Szeregami - przez młodych będą postrzegani jako prehistoria. Oczywiście, można tłumaczyć, że to wartościowe, pokazywać jak i dlaczego - i są środowiska, które na pewno robią to świetnie - ale nie jest to moja droga. Ja byłbym za tym, byśmy szukali czegoś, co zainspiruje ich od razu.

Znalezienie innego bohatera nie będzie łatwe! Rozmowa o nim nie może się też zacząć od nazwisk czy nazw własnych. Pierwszym krokiem musi być zastanowienie się, jakie wartości chcemy "sprzedawać" na zewnątrz, a dopiero drugim - szukanie odpowiedniego bohatera. Sądzę, że jesteśmy gotowi do takich rozmów, dlatego składam na Zjazd Hufca uchwałę o niniejszym brzmieniu:

Uchwała dot. Pracy z Bohaterem Hufca 

Zjazd Hufca ZHP Warszawa-Mokotów zobowiązuje komendę hufca do przeprowadzenia serii dyskusji instruktorskich na temat Bohatera Hufca, których celem będzie: 

    1. analiza pracy z obecnym Bohaterem,
    2. analiza wartości, z którymi chcemy pracować z dziećmi i młodzieżą w gromadach i drużynach, 
    3. wypracowanie alternatywnych propozycji na Bohatera Hufca. 
Zobowiązujemy komendę hufca do przeprowadzenia dyskusji na pierwszy temat w 2020 roku, a na tematy drugi i trzeci – w 2021, ale przed najbliższym Zjazdem Sprawozdawczym. 

Jak widać, intencją jest dyskusja, rozmowa - nie głosowanie czy plebiscyty. Na te drugie przyjdzie czas po przemyśleniu sprawy.

czwartek, 22 sierpnia 2019

Szczepy vs. namiestnictwa

Siła szczepu leży w kadrze

W naszym hufcu działają równolegle dwa systemy wsparcia drużynowych. Zdarzają się sytuacje, gdy mocno się ze sobą ścierają, ale – paradoksalnie – to dobrze! Chcąc poprawić jeden z nich, omal nie doprowadziliśmy do jego zniszczenia. Przed nadciągającym w październiku Zjazdem Hufca, zastanówmy się jeszcze raz, jaką rolę pełni u nas komendant szczepu, a jaką namiestnik.



Celem istnienia szczepu jest stworzenie ciągu wychowawczego od zucha do wędrownika. Jest to piekielnie trudne i jeśli się komuś udaje, to jedynie na parę lat. Trudność polega na sprostaniu szybkim wymianom pokoleń kadry. Mniej więcej co trzy lata w środowisku pojawiają się nowi ludzie, a drużyny są przekazywane. To dość krótki czas na wykształcenie drużynowego, któremu stawiamy wysokie wymagania: zaliczenie dwóch kursów, otwarcie próby na stopień, dużą dyspozycyjność czasową, obowiązkowość, tworzenie programów, miesiąc wakacji w lesie, regularne odprowadzanie składek i uzupełnianie ewidencji, a przede wszystkim – dobry kontakt z młodymi ludźmi. A do tego mile widziana pełnoletniość i zdana matura.

Ale przecież drużynę ktoś musi prowadzić, nie można jej rozwiązać! Rozwiązanie to operacja wysokiego ryzyka: tracimy ludzi (przyszłą kadrę!), ich rodziców i zakorzenienie w społeczności lokalnej. Odtworzenie drużyny często staje się niemożliwe i krok po kroku, prowadzi do rozpadu szczepu. Znamy, niestety, takie przypadki z własnego podwórka.

Co zatem robi komendant szczepu? Obniża standardy. Drużynowy będzie miał tylko jeden kurs (ale drugi zrobi później!). Program będzie częściowy (nadrobi kreatywnością!). Na cały obóz nie pojedzie (przyboczny ogarnie, a opiekę podpisze ktoś ze zgrupowania!). Stopień otworzy, bo go zmusili (później zrozumie, że to ważne!). Ale drużyna będzie istnieć, choć może część osób z nudów odejdzie. Byle dotrwać do czasu, gdy następca będzie gotów!

Nie piszę tego, by śmiać się z komendantów szczepów, a raczej, by pokazać z jakimi dylematami muszą się zmagać. Wielokrotnie już zdarzało się, że podejmowali trudne decyzje, odsuwając od siebie pokusę obniżania poprzeczki. Twierdzę jednak, że podstawowym celem komendanta szczepu jest zapewnienie istnienia drużyn. I tak powinno być! Musi jednak także istnieć ktoś, kto będzie pilnował standardów. Tym kimś jest właśnie namiestnik.

Celem namiestnika jest podnoszenie jakości stosowania metody harcerskiej w drużynach. Nie jest to cel sprzeczny z tym, czego oczekiwałby komendant szczepu. Kto nie chciałby mieć lepiej działających drużyn? Konflikt następuje, gdy trzeba zatwierdzić program – bo obóz za chwilę startuje; gdy drużynowy nie spełnia wymagań - ale nie ma lepszych kandydatów; gdy jest za mało harcerzy, by działały zastępy - ale za rok przejdą z zuchów...

Podział kompetencji 

Manewry namiestnictwa

Konflikty muszą istnieć, jeśli chcemy budować silny, oddziałujący na młodych ruch harcerski. Musimy je wręcz pielęgnować, a ostatnio zrobiliśmy trzy złe rzeczy:

  1. osłabiliśmy namiestników usuwając ich z komendy hufca (w dobrej wierze, o czym sam byłem cztery lata temu przekonany),
  2. przekazaliśmy kompetencję zatwierdzania programów obozowych od namiestników do komendantów obozów, zabierając tym pierwszym narzędzia dyscyplinujące oraz
  3. osłabiliśmy rolę Rady Szczepowych sprowadzając ją do suchych odpraw.

Jak więc powinien wyglądać dobry rozdział kompetencji i jakie narzędzia wpływu można dać komendantom szczepów, a jakie namiestnikom?
Zacznijmy od tego, że istnieje spory obszar wspólnych kompetencji. Należą do nich motywowanie i wspieranie kadry, dbanie o rozwój instruktorski. I szczepy, i namiestnictwa tworzą swoje wspólnoty, choć mają one nieco inny charakter. Szczep jest trochę jak rodzina, w której spędzamy większość swojego harc-życia, a namiestnictwo jak koledzy z klasy, z którymi można pogadać na wspólne tematy i pograć w piłkę. W obu tych wspólnotach drużynowy otrzymuje niezbędne wsparcie, a także możliwości i zachęty do rozwoju.

Wspólnota namiestnicza ma szczególne znaczenie dla zaangażowania facetów w harcerstwo. Daleko nam w hufcu (a co dopiero w ZHP!) do parytetu: instruktorek jest sporo więcej, niż instruktorów. Mieliśmy jednak w hufcu momenty, gdy męska ekipa była liczna i dobrze zorganizowana i było to dokładnie wtedy, gdy prężnie działające namiestnictwo męskie tworzyło miejsce, w którym faceci dobrze się czuli i chcieli rozwijać. Dziś taką rolę może i powinno pełnić namiestnictwo harcerzy, dlatego powinniśmy dbać o siłę namiestnictw.

Wracając do głównego wątku, powyższe kompetencje się przeplatają - i bardzo dobrze! Współpraca komendanta szczepu i namiestnika przynosi drużynowemu i drużynie tylko korzyści, bo ma dwa miejsca, w których może liczyć na wsparcie – kto korzystał, ten sam wie najlepiej. Spójrzmy teraz na to, co nie powinno się przeplatać.

Wyłącznymi kompetencjami komendanta szczepu jest kontakt ze szkołami, dbanie o sprzęt środowiska, prowadzenie finansów, organizowanie HALiZ. To wymagające obszary, ale fakt, że odpowiadają za nie szczepy (a nie na przykład komenda hufca) uczy samodzielności i przedsiębiorczości - cech, które determinują przetrwanie szczepów. Warto jednak przemyśleć formy wsparcia, jakich mogłaby udzielić komenda hufca.

Natomiast w moim przekonaniu, wyłącznie namiestnicy powinni odpowiadać za zatwierdzanie programów i kształcenie (zwłaszcza prowadzenie kursów). Powinni też mieć decydujące słowo w sprawie powoływania, rozwiązywania i nadawania okresów naprawczych drużynom (w porozumieniu z komendantem hufca). To niezbędne kompetencje do wprowadzania i pilnowania odpowiednich standardów w drużynach. A jakie narzędzia wpływu powinni mieć komendanci szczepów i namiestnicy?

 
Wpływ

Wiele wymagamy od szczepowych, powinniśmy więc zapewnić im silne narzędzia wpływu na komendę hufca. Najsilniejszym jest oczywiście głos na zjeździe. Zjazd mamy jednak co dwa lata, a spraw do przegadania jest dużo więcej. Bieżące problemy świetnie można załatwiać na radzie szczepowych, które nie powinny być jedynie odprawą o charakterze informacyjnym, ale przestrzenią do debaty instruktorskiej na gorące tematy. Rozwiązań co bardziej złożonych problemów, ale też inspiracji, powinniśmy szukać raz w roku na Czole. Wszędzie tu potrzebny jest silny głos komendantów szczepów, ale też innych instruktorów spoza komendy.

Skoro namiestnicy mają pilnować standardów drużyn, muszą mieć odpowiedni autorytet i wpływ na komendę hufca. W moim przekonaniu, tego właśnie się pozbawiliśmy usuwając namiestników z komendy. Sądzę, że to nieoczywiste osłabienie ich pozycji sprawiło, że odbiór namiestnictw przez szczepowych został zaburzony, co z kolei doprowadziło do bardzo ostrych diagnoz na ostatnim Czole, gdzie zaproponowano dalsze odbieranie kompetencji namiestnikom i rozmontowanie systemu opiekunów. Uważam, że to błędna droga.

Silni namiestnicy to korzyść dla hufca, tak samo jak silni szczepowi. Musi jednak panować równowaga władz. Tę zapewnia namiestnikom wybór na zjeździe do komendy. Stają się wtedy równorzędnymi partnerami dla komendanta hufca i skarbnika, biorą udział w podejmowaniu wszystkich istotnych decyzji, a z drugiej strony podlegają jawnej ocenie drużynowych i innych instruktorów.

Namiestnik wybrany przez drużynowych chętniej, ale też skuteczniej zadba o ich interesy dopilnowując, by komenda hufca nie straciła ich z oczu (a przy naszych pięciu namiestnictwach mamy pewność, że dobro drużyn będzie zawsze w centrum jej zainteresowania).

Kolejnym potężnym narzędziem wpływu namiestników jest kształtowanie programów kursów drużynowych. To okazja do wprowadzenia odpowiedniego standardu, zawiązania lepszej wspólnoty, zaangażowania instruktorów, którzy oddali drużyny. Przykładowo, za kadencji Marcina Adamskiego (2007-2011) było oczywiste, że każdy namiestnik organizuje “swój” kurs. Dziś nie zawsze się to nam udaje, a na przeszkodzie stoi głównie Srebrna Odznaka Kadry Kształcącej, którą ma zdecydowanie za mało osób. Ale skoro mamy wymagać standardów od drużynowych, to wymagajmy też od siebie.

Dzień z obozu: poranek w zgrupowaniu
Wnioski
  • Wszyscy namiestnicy powinni być w komendzie hufca, by sprawy drużyn były traktowane z odpowiednią uwagą. 
  • Powinniśmy się zastanowić nad formami wsparcia szczepów w obszarach organizacyjno-kwatermistrzowskich, bo mają huk ważnej, ale ciężkiej roboty.
  • O zatwierdzeniu programów rocznych i obozowych, a w konsekwencji o istnieniu formalnym drużyn powinni decydować namiestnicy.
  • Komendanci szczepów muszą mieć wpływ na hufiec i miejsce do debaty. Należy przywiązywać większą wagę do rady szczepowych i otworzyć ją na wszystkich instruktorów hufca. Tematy rady powinny być wysyłane z wyprzedzeniem, a podsumowania publicznie dostępne. Program Czoła należy konstruować w porozumieniu ze szczepowymi, ale i dać możliwość innym instruktorom na zaangażowanie.



niedziela, 10 lutego 2019

Program namiestnictwa harcerzy

Bardzo dziękuję wszystkim za przybycie! Są wśród nas goście szczególni, których chciałbym wam przedstawić.

Witam Michała Matycza i moich poprzedników na funkcji namiestnika harcerzy: Michała Michałowskiego, Adama Kubiaczyka, Mateusza Wize, Michała Chałupkę i Rafała Bednarczyka, którego chyba bez przesady można nazwać ojcem-założycielem namiestnictwa męskiego.

Poznałem w działaniu - jako instruktor, drużynowy, przyboczny i zastępowy - każdego z wymienionych tu namiestników. Chciałbym, żebyśmy tworzyli męskie środowisko, które zaoferuje coś ciekawego harcerzowi pełniącemu dowolną z wymienionych funkcji.

Niedaleko, o tutaj, siedzą chłopaki, z którymi dzielę jedne z najważniejszych chwil w harcerstwie. Szachu, Stolec, Jankes, Borówek i Barszczu tworzyli wraz ze mną zastęp Żagiew w 60 WDH-y “UFO”. Wspieranie Was wszystkich w rozwijaniu i umacnianiu zastępów będzie jednym z moich priorytetów.

Bardzo się cieszę, że mundury noszą cały czas kolejni drużynowi “UFO”: Cypi, Mongoł, Dexter i Kret. Chciałbym, by namiestnictwo pomagało wam w przekazywaniu drużyny wybranemu następcy i żeby stwarzało przestrzeń działania dla tych, którzy drużynę już przekazali.


*

Namiestnictwo powinno moim zdaniem inspirować i wspierać was w prowadzeniu jak najlepszych drużyn. Ma być też kontrolerem jakości, ale dziś skupię się na inspirowaniu, zostawiając sprawy zatwierdzania programów i systemu opiekunów na inne spotkanie.

Chciałbym opowiedzieć wam dziś o odwadze. Odwaga, o której teraz myślę, bierze się z uporczywego trwania przy swoich wartościach, nawet wtedy, gdy może nas to wiele kosztować. To umiejętności płynięcia pod prąd - zawsze w zgodzie z harcerskimi ideami. Do takiej odwagi powinniśmy według mnie wychowywać młodych ludzi w harcerstwie.

Harcerstwo w swojej metodzie można myślę sprowadzić do inspiracji. Pokazujemy młodym poprzez gawędy, spotkania, działania ideał i razem z nimi wcielamy go w życie. W naszym hufcu ideał ten symbolizują harcerze i harcerki Szarych Szeregów: Rudy, Alek, Zośka, ale też Kamiński, Orsza czy nasza druhna Babcia: Halina Wiśniewska.

Co roku, na przełomie marca i kwietnia organizujemy rajd “Arsenał”. Jesteśmy pod wrażeniem wynikającej z solidarności i wielkiej przyjaźni decyzji Zośki, by mimo sceptycyzmu Kedywu Komendy Głównej AK i Naczelnika Szarych Szeregów Floriana Marciniaka odbić Rudego! Odwaga szaroszeregowców i idąca za nią pewność, że trzeba działać i odbić przyjaciela choćby nie wiadomo co powinna stanowić dla nas wszystkich niewyczerpaną inspirację i motywację.

Byłem dumny, gdy na lekcjach historii mogłem opowiadać klasie o szczegółach tej akcji, o klimacie okupacji niemieckiej w Warszawie, o historii Szarych Szeregów. Byłem dumny, że to właśnie harcerze zorganizowali pierwszą zbrojną akcję przeciwko okupantowi. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że to nieprawda. Kto inny jako pierwszy stawił opór. Ktoś, kto - uważam - mógłby być dla nas równie wielką inspiracją.

Słyszeliście kiedyś o “akcji styczniowej”? 18 stycznia 1943 roku Niemcy rozpoczęli drugą akcję likwidacyjną. Mieli wywieźć około ośmiu tysięcy osób do obozu zagłady w Treblince. Tym razem napotkali jednak zbrojny opór. Niemcy byli całkowicie zaskoczeni. Akcja trwała cztery dni i, mimo wielu ofiar, przełamała barierę psychologiczną i pokazała, że można się Niemcom przeciwstawić.

O tej akcji dowiedziałem się dzięki opowieściom Marka Edelmana, który był jednym z dowódców późniejszego powstania w getcie - “pierwszego” powstania warszawskiego. Mówię o tym wszystkim dlatego, że w tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin Edelmana i dziesiątą rocznicę jego śmierci, a Rada Warszawy ogłosiła rok 2019 Rokiem Marka Edelmana.

Edelman, którego niektórzy z was powinni znać z lektury “Zdążyć przed Panem Bogiem”, jest fascynującą postacią, moim autorytetem w kwestii odwagi, o której dziś opowiadam. Chciałbym zacytować jego słowa:

Moje świadectwo nie jest świadectwem o brawurze militarnej. Prawdopodobnie byliśmy dzielni. I co z tego. I tak przegraliśmy, zostaliśmy pokonani. Moje świadectwo jest świadectwem o wartościach, o mężczyznach i kobietach, o miłości i polityce, o więzach braterskich… Chcę powiedzieć z całą jasnością: ruch oporu nie powstał na skutek terroru. Terror zabija opór. Tymczasem życie daje mu duch solidarności i braterstwa.

Poznając biografię Edelmana, pomyślałem, że to prawdziwe nieszczęście, że bohaterowie patronujący wielu szczepom i drużynom naszego hufca w większości zginęli w czasie wojny. Nigdy nie dowiemy się co robiłby Zośka czy Morro po wojnie, albo i nawet w wolnej Polsce. Ale możemy patrzeć na to, co zrobił Marek! Po wojnie został lekarzem, znanym kardiologiem. Angażował się w opozycję demokratyczną w ramach Komitetu Obrony Robotników i ruchu “Solidarność”. W III RP jako siedemdziesięcioczterolatek pojechał z pomocą humanitarną do oblężonego Sarajewa. Zawsze dbał o pamięć o getcie i o tym, że była w nim i miłość. To przesłanie miłości jest dla mnie piękne i wciąż aktualne.

Dlatego chciałbym, byśmy wspólnie uczcili pamięć Marka Edelmana. Proponuję wszystkim, którzy mają co najmniej 14 lat rocznikowo, zaangażowanie się w akcję “Żonkile”. Akcja polega na rozdawaniu papierowych żonkili, kwiatów, które Edelman składał pod pomnikiem bohaterów getta. Dzieje się to w rocznicę wybuchu powstania w getcie, 19 kwietnia. W tym roku będzie to Wielki Piątek, czyli dzień wolny od szkoły, co tylko ułatwi zaangażowanie się w akcję.

Udział mogą wziąć wolontariusze, którzy przejdą rekrutację. Każdy wolontariusz ma obowiązek wziąć udział w szkoleniu z komunikacji oraz wykładzie historycznym, przybliżającym losy getta warszawskiego i samego powstania. Gdyby udało się zebrać odpowiednio liczną grupę, moglibyśmy negocjować terminy tylko dla nas.

Ponadto, wolontariusze będą mogli także zwiedzić Muzeum POLIN z przewodnikiem, odbyć spacer po Warszawie śladami getta i powstania oraz wziąć udział w spotkaniu ze świadkami historii z getta. Na wszystkie te wydarzenia chciałbym chodzić całym namiestnictwem, aczkolwiek wiemy, jakie jest życie i terminy - możliwości indywidualne także będą. Szczegóły organizacyjne doślę wam dziś wieczorem. Gorąco zachęcam do udziału!


Odwaga oznacza też obowiązek reagowania na zło - dobrem. Niecały miesiąc temu wstrząsnął nami mord prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, popełniony w trakcie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zastanawiałem się, jak zareagować na to straszne zdarzenie i chciałem zaproponować wam drugą akcję: zbiórkę książek dla bibliotek więziennych. Jestem już umówiony na dostawę z aresztem śledczym dla kobiet na Grochowie. Pomysł jest bardzo prosty: chodzi o nasz mały wkład w resocjalizację. W hufcu stanie pudło, do którego będzie można wrzucać książki nowe lub używane. Gdy pudło się wypełni, zawieziemy je do więzienia.


Każdy z projektów, o których mówię wymaga naszego współdziałania. Zapraszając was na tę zbiórkę, odkryłem, że nie macie do siebie nawzajem numerów telefonu, niektórzy - ja także - znają się miedzy sobą tylko z widzenia. Poznajmy się więc! Będą ku temu różne okazje:

  • w marcu, jeszcze przed “Arsenałem”, zapraszam na zbiórkę Rady Namiestnictwa - termin wybierzemy wspólnie przez internet. Chciałbym, by Radę tworzyli drużynowi i opiekunowie drużyn.
  • Także w marcu odbędzie się odprawa dla opiekunów drużyn i tym, którzy chcieliby nimi zostać - termin szczegółowy ponownie do uzgodnienia.
  • w pierwszy weekend kwietnia zapraszam na biwak kadry hufca “Czoło”; program dla naszego namiestnictwa chciałbym ułożyć razem z wami, wstępnie myślę o inspiracjach programowych na obóz;
  • a w drugi weekend kwietnia ma się odbyć ekstremalny rajd pieszy “STOpa” (100 km / 24 h); świetna propozycja dla kadr drużyn na wyzwanie w ramach siły ciała, albo pomoc w organizacji.

Zazwyczaj w maju odbywa się rajd “Orlim Szlakiem”, natomiast brak jego daty w tegorocznym kalendarzu. O rajdzie - jego terminie, charakterze i ekipie - chciałbym porozmawiać na zbiórce Rady w marcu.

Już 19 maja powinny zostać złożone wasze programy obozowe. Nie czas i miejsce tu na rozmowy na ten temat - odsuwam to również na zbiórkę Rady.

Dziękuję za cierpliwe wysłuchanie. Chciałbym, byście i wy teraz mieli okazję, by opowiedzieć o sobie i o tym, jak wy widzicie nasze namiestnictwo.



Więcej o akcji styczniowej.