czwartek, 22 sierpnia 2019

Szczepy vs. namiestnictwa

Siła szczepu leży w kadrze

W naszym hufcu działają równolegle dwa systemy wsparcia drużynowych. Zdarzają się sytuacje, gdy mocno się ze sobą ścierają, ale – paradoksalnie – to dobrze! Chcąc poprawić jeden z nich, omal nie doprowadziliśmy do jego zniszczenia. Przed nadciągającym w październiku Zjazdem Hufca, zastanówmy się jeszcze raz, jaką rolę pełni u nas komendant szczepu, a jaką namiestnik.



Celem istnienia szczepu jest stworzenie ciągu wychowawczego od zucha do wędrownika. Jest to piekielnie trudne i jeśli się komuś udaje, to jedynie na parę lat. Trudność polega na sprostaniu szybkim wymianom pokoleń kadry. Mniej więcej co trzy lata w środowisku pojawiają się nowi ludzie, a drużyny są przekazywane. To dość krótki czas na wykształcenie drużynowego, któremu stawiamy wysokie wymagania: zaliczenie dwóch kursów, otwarcie próby na stopień, dużą dyspozycyjność czasową, obowiązkowość, tworzenie programów, miesiąc wakacji w lesie, regularne odprowadzanie składek i uzupełnianie ewidencji, a przede wszystkim – dobry kontakt z młodymi ludźmi. A do tego mile widziana pełnoletniość i zdana matura.

Ale przecież drużynę ktoś musi prowadzić, nie można jej rozwiązać! Rozwiązanie to operacja wysokiego ryzyka: tracimy ludzi (przyszłą kadrę!), ich rodziców i zakorzenienie w społeczności lokalnej. Odtworzenie drużyny często staje się niemożliwe i krok po kroku, prowadzi do rozpadu szczepu. Znamy, niestety, takie przypadki z własnego podwórka.

Co zatem robi komendant szczepu? Obniża standardy. Drużynowy będzie miał tylko jeden kurs (ale drugi zrobi później!). Program będzie częściowy (nadrobi kreatywnością!). Na cały obóz nie pojedzie (przyboczny ogarnie, a opiekę podpisze ktoś ze zgrupowania!). Stopień otworzy, bo go zmusili (później zrozumie, że to ważne!). Ale drużyna będzie istnieć, choć może część osób z nudów odejdzie. Byle dotrwać do czasu, gdy następca będzie gotów!

Nie piszę tego, by śmiać się z komendantów szczepów, a raczej, by pokazać z jakimi dylematami muszą się zmagać. Wielokrotnie już zdarzało się, że podejmowali trudne decyzje, odsuwając od siebie pokusę obniżania poprzeczki. Twierdzę jednak, że podstawowym celem komendanta szczepu jest zapewnienie istnienia drużyn. I tak powinno być! Musi jednak także istnieć ktoś, kto będzie pilnował standardów. Tym kimś jest właśnie namiestnik.

Celem namiestnika jest podnoszenie jakości stosowania metody harcerskiej w drużynach. Nie jest to cel sprzeczny z tym, czego oczekiwałby komendant szczepu. Kto nie chciałby mieć lepiej działających drużyn? Konflikt następuje, gdy trzeba zatwierdzić program – bo obóz za chwilę startuje; gdy drużynowy nie spełnia wymagań - ale nie ma lepszych kandydatów; gdy jest za mało harcerzy, by działały zastępy - ale za rok przejdą z zuchów...

Podział kompetencji 

Manewry namiestnictwa

Konflikty muszą istnieć, jeśli chcemy budować silny, oddziałujący na młodych ruch harcerski. Musimy je wręcz pielęgnować, a ostatnio zrobiliśmy trzy złe rzeczy:

  1. osłabiliśmy namiestników usuwając ich z komendy hufca (w dobrej wierze, o czym sam byłem cztery lata temu przekonany),
  2. przekazaliśmy kompetencję zatwierdzania programów obozowych od namiestników do komendantów obozów, zabierając tym pierwszym narzędzia dyscyplinujące oraz
  3. osłabiliśmy rolę Rady Szczepowych sprowadzając ją do suchych odpraw.

Jak więc powinien wyglądać dobry rozdział kompetencji i jakie narzędzia wpływu można dać komendantom szczepów, a jakie namiestnikom?
Zacznijmy od tego, że istnieje spory obszar wspólnych kompetencji. Należą do nich motywowanie i wspieranie kadry, dbanie o rozwój instruktorski. I szczepy, i namiestnictwa tworzą swoje wspólnoty, choć mają one nieco inny charakter. Szczep jest trochę jak rodzina, w której spędzamy większość swojego harc-życia, a namiestnictwo jak koledzy z klasy, z którymi można pogadać na wspólne tematy i pograć w piłkę. W obu tych wspólnotach drużynowy otrzymuje niezbędne wsparcie, a także możliwości i zachęty do rozwoju.

Wspólnota namiestnicza ma szczególne znaczenie dla zaangażowania facetów w harcerstwo. Daleko nam w hufcu (a co dopiero w ZHP!) do parytetu: instruktorek jest sporo więcej, niż instruktorów. Mieliśmy jednak w hufcu momenty, gdy męska ekipa była liczna i dobrze zorganizowana i było to dokładnie wtedy, gdy prężnie działające namiestnictwo męskie tworzyło miejsce, w którym faceci dobrze się czuli i chcieli rozwijać. Dziś taką rolę może i powinno pełnić namiestnictwo harcerzy, dlatego powinniśmy dbać o siłę namiestnictw.

Wracając do głównego wątku, powyższe kompetencje się przeplatają - i bardzo dobrze! Współpraca komendanta szczepu i namiestnika przynosi drużynowemu i drużynie tylko korzyści, bo ma dwa miejsca, w których może liczyć na wsparcie – kto korzystał, ten sam wie najlepiej. Spójrzmy teraz na to, co nie powinno się przeplatać.

Wyłącznymi kompetencjami komendanta szczepu jest kontakt ze szkołami, dbanie o sprzęt środowiska, prowadzenie finansów, organizowanie HALiZ. To wymagające obszary, ale fakt, że odpowiadają za nie szczepy (a nie na przykład komenda hufca) uczy samodzielności i przedsiębiorczości - cech, które determinują przetrwanie szczepów. Warto jednak przemyśleć formy wsparcia, jakich mogłaby udzielić komenda hufca.

Natomiast w moim przekonaniu, wyłącznie namiestnicy powinni odpowiadać za zatwierdzanie programów i kształcenie (zwłaszcza prowadzenie kursów). Powinni też mieć decydujące słowo w sprawie powoływania, rozwiązywania i nadawania okresów naprawczych drużynom (w porozumieniu z komendantem hufca). To niezbędne kompetencje do wprowadzania i pilnowania odpowiednich standardów w drużynach. A jakie narzędzia wpływu powinni mieć komendanci szczepów i namiestnicy?

 
Wpływ

Wiele wymagamy od szczepowych, powinniśmy więc zapewnić im silne narzędzia wpływu na komendę hufca. Najsilniejszym jest oczywiście głos na zjeździe. Zjazd mamy jednak co dwa lata, a spraw do przegadania jest dużo więcej. Bieżące problemy świetnie można załatwiać na radzie szczepowych, które nie powinny być jedynie odprawą o charakterze informacyjnym, ale przestrzenią do debaty instruktorskiej na gorące tematy. Rozwiązań co bardziej złożonych problemów, ale też inspiracji, powinniśmy szukać raz w roku na Czole. Wszędzie tu potrzebny jest silny głos komendantów szczepów, ale też innych instruktorów spoza komendy.

Skoro namiestnicy mają pilnować standardów drużyn, muszą mieć odpowiedni autorytet i wpływ na komendę hufca. W moim przekonaniu, tego właśnie się pozbawiliśmy usuwając namiestników z komendy. Sądzę, że to nieoczywiste osłabienie ich pozycji sprawiło, że odbiór namiestnictw przez szczepowych został zaburzony, co z kolei doprowadziło do bardzo ostrych diagnoz na ostatnim Czole, gdzie zaproponowano dalsze odbieranie kompetencji namiestnikom i rozmontowanie systemu opiekunów. Uważam, że to błędna droga.

Silni namiestnicy to korzyść dla hufca, tak samo jak silni szczepowi. Musi jednak panować równowaga władz. Tę zapewnia namiestnikom wybór na zjeździe do komendy. Stają się wtedy równorzędnymi partnerami dla komendanta hufca i skarbnika, biorą udział w podejmowaniu wszystkich istotnych decyzji, a z drugiej strony podlegają jawnej ocenie drużynowych i innych instruktorów.

Namiestnik wybrany przez drużynowych chętniej, ale też skuteczniej zadba o ich interesy dopilnowując, by komenda hufca nie straciła ich z oczu (a przy naszych pięciu namiestnictwach mamy pewność, że dobro drużyn będzie zawsze w centrum jej zainteresowania).

Kolejnym potężnym narzędziem wpływu namiestników jest kształtowanie programów kursów drużynowych. To okazja do wprowadzenia odpowiedniego standardu, zawiązania lepszej wspólnoty, zaangażowania instruktorów, którzy oddali drużyny. Przykładowo, za kadencji Marcina Adamskiego (2007-2011) było oczywiste, że każdy namiestnik organizuje “swój” kurs. Dziś nie zawsze się to nam udaje, a na przeszkodzie stoi głównie Srebrna Odznaka Kadry Kształcącej, którą ma zdecydowanie za mało osób. Ale skoro mamy wymagać standardów od drużynowych, to wymagajmy też od siebie.

Dzień z obozu: poranek w zgrupowaniu
Wnioski
  • Wszyscy namiestnicy powinni być w komendzie hufca, by sprawy drużyn były traktowane z odpowiednią uwagą. 
  • Powinniśmy się zastanowić nad formami wsparcia szczepów w obszarach organizacyjno-kwatermistrzowskich, bo mają huk ważnej, ale ciężkiej roboty.
  • O zatwierdzeniu programów rocznych i obozowych, a w konsekwencji o istnieniu formalnym drużyn powinni decydować namiestnicy.
  • Komendanci szczepów muszą mieć wpływ na hufiec i miejsce do debaty. Należy przywiązywać większą wagę do rady szczepowych i otworzyć ją na wszystkich instruktorów hufca. Tematy rady powinny być wysyłane z wyprzedzeniem, a podsumowania publicznie dostępne. Program Czoła należy konstruować w porozumieniu ze szczepowymi, ale i dać możliwość innym instruktorom na zaangażowanie.