czwartek, 16 października 2025

Wspomnienie z udziału 60 WDH-y “UFO” w Zlocie “Lwów 100”

Dokładnie w setną rocznicę powstania harcerstwa (22 maja 2011 r.) byliśmy w miejscu jego narodzin - we Lwowie, na Ukrainie. Podczas trzydniowego zlotu poznawaliśmy miasto, historię i Płastunów - ukraińskich skautów.


Zakwalifikowanie się na zlot wymagało zrealizowanie zadania. Zdecydowaliśmy się zrobić zbiórkę poświęconą Andrzejowi Małkowskiemu. Niestety, krótki termin wymusił na nas zaburzenie typowego rytmu zbiórek i zamiast w piątek, spotkaliśmy się w czwartek. To było sto razy bardziej nienaturalne niż zmiana czasu!

Odbiło się to na frekwencji; nie było nas dużo. Przyszedł głównie “Żar”, czyli nasza rada drużyny. Zastępowi dostali wcześniej fragmenty życiorysu Andrzeja i mieli przygotować dla innych różne aktywności, dzięki którym lepiej poznamy założyciela polskiego harcerstwa.

Nie była to zbiórka w stylu “akademii ku czci”, o nie! Chłopakom bardzo spodobało się, że Małkowski próbował pomnożyć skautowe pieniądze w kasynach Monte Carlo i je przegrał. Jestem pewny, że ten element biografii pamiętają do dziś!

Uwinęliśmy się ze zbiórką filmując zadanie i wysłaliśmy do oceny. Udało się zakwalifikować nam i dziewczynom ze 148 WDH-ek “Koniczynki” z naszego szczepu. Po załatwieniu formalności i opłat ruszyliśmy w drogę!

Podróż była długa i tak męcząca, że wspomnienie o niej się zatarło. Z wyjątkiem “nieobowiązkowej” łapówki dla pograniczników ukraińskich. W końcu dotarliśmy do lwowskiej szkoły, która miała być naszą bazą noclegową i wypadową. Zaczęliśmy poznawanie Płastunów, ale nieśmiało, wymęczeni po podróży.

Najważniejsze miało się zadziać na sobotniej grze. Każdy patrol miał przydzielonego opiekuna z Płasta. Część z nich miała polskie korzenie albo znała w miarę język polski i z komunikacją prawie nie było problemu. Bardzo fajnie było razem z nimi biegać po lwowskich uliczkach (znali je znakomicie), wskakiwać do tramwajów i wyprzedzać piesze patrole w drodze na Cmentarz Łyczakowski (regulamin nie zabraniał transportu publicznego!).

W trakcie gry miejskiej poznawaliśmy też Ukrainę i Ukraińców. Spore wrażenie zrobił na nas ich luz w odniesieniu do parkowania (na środku skrzyżowania; dla wszystkich innych wydawało się to normalne), do przepisów drogowych (tu w wersji: kto pierwszy na przejściu, ten lepszy; uwaga: nie wolno patrzeć, czy ktoś nie nadjeżdża, należy ładować się prosto pod koła! Wypadku nie widzieliśmy na szczęście żadnego.), do nietypowych dla nas ustępów (ochrzczonych przez nas “na Małysza”. Pomińmy ten temat.).

Poza tymi zadziwiająco ciekawymi i zapadającymi w pamięć bzdurami, widzieliśmy też namacalnie dawną polskość Lwowa. I jego piękno! Spotykaliśmy się też z samym dobrym przyjęciem przez mieszkańców.

 

Na zlocie czuliśmy się, jak ryby w wodzie – i szliśmy po zwycięstwo! Punkt za punktem pędziliśmy, by wygrać! Dodatkowe punkty można było zdobyć za zrobienie zdjęć z mieszkańcami, którzy założą na twarz maski Andrzeja i Olgi. Udało nam się zwerbować tak wielu ochotników, że czuliśmy już zapach podium!

Niestety, pod sam koniec na chwilę zabłądziliśmy, a potem nie mogliśmy odnaleźć punktu numer 10 (oczywiście ogłosiliśmy, że go w ogóle nie było). Końcówka była więc nerwowa, ale zdążyliśmy oddać na czas kartę patrolową.

Na Zlocie czuliśmy się jak u siebie, bo pod względem formy został przygotowany tak, jak znany nam od podszewki Rajd “Arsenał” Hufca Warszawa-Mokotów, z którego jesteśmy. Noclegi w szkołach, sobotnia gra miejska, niedzielne uroczystości. Czuliśmy jednak wyjątkowość czasu i miejsca Zlotu. W nocy z soboty na niedzielę, już po północy, zorganizowaliśmy składanie Przyrzeczenia Harcerskiego dla trzech osób - dokładnie w sto lat po pamiętnym rozkazie Małkowskiego! Było ognisko i przepiękny widok na Cmentarz Łyczakowski. Takie Przyrzeczenia pamięta się na zawsze!

W niedzielę rano na apelu z nerwowością oczekiwaliśmy w szyku wyników przed imponującym gmachem Opery Lwowskiej. Ogłoszono, że zdobyliśmy 4 miejsce ex aequo. Dla nas, było to miejsce najgorsze. Nastrój rozczarowania z powodu otarcia się o tytuł zwycięski poprawił nam dopiero fakt, że jako jeden z niewielu patroli zebraliśmy podczas gry wszystkie elementy specjalnej układanki, na której podpisy złożyli Naczelnicy ZHP i Płasta. Dobre i to!

Udział w Zlocie pokazał nam, że atrakcyjny program w postaci międzynarodowego wyjazdu można mieć zawsze – wystarczy się tylko przełamać. No i nie bać się wielogodzinnej podróży (z gitarą na pewno upłynie lepiej!). Ukraina zostawiła w nas tak dobre wspomnienia, że po latach wyruszyliśmy tam znowu na obóz wędrowny w sporej części tą samą ekipą. Te doświadczenia zmobilizowały nas także do zaangażowania się w akcje pomocowe dla Ukrainy po rosyjskiej agresji w lutym 2022 roku. I o to chyba chodzi w harcerskich wyjazdach zagranicznych: zdobywać przyjaciół, którym w razie potrzeby będzie można nieść chętną pomoc. To się, wychowawczo, udało!